wtorek, 30 listopada 2010

Prawo jazdy

Na dziś zaplanowałam załatwienie najpilniejszych spraw – prawa jazdy i konta bankowego. Rano pojechałam do biura z A., skąd pakistański asystent M. miał mnie zabrać do miasta. Okazało się, że zawiezie nas O., dwudziestokilkulatek (podobno student) w arabskim stroju, którego sekretarka przedstawiła jako swojego brata (dziwne, bo ona jest Hinduską lub Pakistanką). Okazało się, że Arab jeździ sportowym, pomarańczowo-czarnym Infiniti G37. A jeździ jak typowy młody Arab, znacznie szybciej, niż zezwalają przepisy, slalomem między innymi samochodami, trzymając przy tym kierownicę dwoma palcami i oczywiście w ogóle nie używając kierunkowskazów – bo i po co? 

Najpierw pojechaliśmy do urzędu ds. praw jazdy. Pierwszy urzędnik, do którego podeszliśmy, skierował mnie do sekcji dla kobiet. Na drzwiach wielki znak zakazu wstępu, arabski tekst pod spodem informuje pewnie, że zakaz dotyczy mężczyzn. W środku kilka stanowisk, obsługują dwie kobiety w czerni. Podeszłam, pokazałam polskie prawo jazdy, urzędniczka podała mi formularz do wypełnienia po arabsku na maszynie i skierowała do „Typing office“, znajdującego się w innym budynku. Poszłam tam ze swoim pakistańskim przewodnikiem. W biurze inna kobieta szybko przepisała na wielkiej maszynie dane z mojego prawa jazdy, paszportu i wizy, i skasowała 20 aed. Z powrotem do sekcji dla kobiet, na badanie wzroku. Polegało ono na odczytaniu liter z tablicy – a dokładnie litery E w różnych pozycjach, „nóżkami“ do góry, w dół, w lewo lub w prawo. Trochę się przy tym motałam, bo nigdy nie wiem co jest prawo, a co lewo ;) i odpowiadałam rysując literę palcem na ścianie. Ta sama kobieta oznaczyła moją grupę krwi na podstawie próbki z palca. Z dokumentami powędrowałam do urzędniczki nr 1, która zabrała wypełnione dokumenty, kopie paszportu, wizy i prawa jazdy, dwa zdjęcia na niebieskim tle i opłatę w wysokości 590(!) aed. Na szczęście firma zwraca tego typu koszty. Kazała mi poczekać 20 minut i niespiesznie zabrała się za wklepywanie danych do komputera. Mogłam poobserwować inne petentki. Zauważyłam, że kobiety w czerni bez pardonu podchodzą do urzędniczek, nie zwracając uwagi na ewentualną kolejkę ani na to, że akurat obsługiwana jest nie-muzułmanka. Zgodnie z zapowiedzią, po 20 minutach zostałam poproszona o podejście, dostałam komplet dokumentów, pokwitowanie wpłaty i skierowanie do pani oficer policji, w czarnej chuście oczywiście. Ta zabrała moje papiery i kazała czekać. Po 10 minutach zawołała mnie i wręczyła gotowe prawo jazdy :) Plastikowe, ważne przez 10 lat. Szczęśliwa, że wreszcie będę mogła jeździć samochodem, wyszłam do czekających na mnie przewodnika i kierowcy.

Następnie pojechaliśmy do centrum miasta, do oddziału HSBC, w którym to banku ma swoje konta firma i większość pracowników. Ochroniarz podał mi numerek i wskazał miejsce do siedzenia. Po chwili zostałam zaproszona do opiekunki klienta, która, bazując na liście polecającym od mojego kierownika, otworzyła dla mnie konto Advance, czyli w terminologii lotniczej, w klasie bizness. Do klasy pierwszej, czyli konta Premiere, moje zarobki tu nie uprawniają (w Polsce, ale także np.we Francji limity są niższe, dlatego F. założył konto we Francji, a oni mu założyli za darmo konto w Emiratach). Klasa biznes mi wystarczy, dają bezpłatne ubezpieczenie podróżne i kartę kredytową, więcej mi nie trzeba ;) Pani zapytała, czy chcę konto zwyczajne, czy islamskie... nie byłam ciekawa różnic, poprosiłam o zwyczajne. Moją kartę debetową i książeczkę czekową (a na co mi ona?) dostarczy za parę dni kurier, kartę kredytową też, nieco później. Jeszcze tylko zrealizowałam czek, moje konto zostało więc zasilone (o czym po chwili dowiedziałam się z smsa) i wróciliśmy na lotnisko. Mój arabski kierowca poinformował mnie, że radary w Emiratach dopuszczają przekroczenie prędkości o nie więcej niż 20 km/h. Warto wiedzieć :)

Na lotnisku zjadłam obiad i zaczekałam, aż F. skończy praktyki, żeby pójść z nim do wypożyczalni samochodów, gdzie zostałam dopisana do umowy F. jako drugi kierowca. F. dopiero co przedłużył umowę na kolejny miesiąc, a kilka dni później kupił samochód i gdyby teraz oddał wypożyczony, to by go skasowali wg znacznie wyższej stawki tygodniowej. Zamiast tego oddałam mu 2/3 ceny i mam samochód na 20 dni. Sądzę, że w tym czasie zdążę sfinalizować zakup nowego auta. Pojechaliśmy do Ajmanu, po czym F. oddał mi kluczyki i już sama wróciłam do mieszkania. Myślałam, że będę musiała się przyzwyczaić do prowadzenia tego samochodu (Nissan Sunny sedan, model 2010 - nie wiedziałam, że jeszcze je produkują), ale nie, bez problemu go wyczułam, jakbym nim jeździła od dawna. 

Zostawiłam auto na kawałku pustyni służącym za parking. Po drodze na górę zapłaciłam za internet na kolejne 2 tygodnie. Tym razem tylko 100 aed, za cały miesiąc skasowali 300, cena zależy chyba od widzimisię pracownika biura. Pod wieczór wyszłam jeszcze na małe zakupy do najbliższego Carrefoura. Nie brałam auta, po Szardży wolę jeździć jak najmniej.

1 komentarz:

  1. a więc teraz możesz szarżować po Szardży;) Tak brwnie opowiadasz, ze przy minus 15 st C jest mi trochę cieplej;)
    pozdrowienia,
    aga C.

    OdpowiedzUsuń