środa, 10 listopada 2010

8.11.2010. Wieża

Wieża

Wreszcie :) We wtorek rano A., kontroler z RPA, zaprowadził mnie na wieżę. Najpierw przejście korytarzem z hali odlotów, tym samym, który prowadzi do biura. Następnie kontrola bezpieczeństwa. Strażnik spogląda na monitor urządzenia prześwietlającego bagaż, na przepustkę, nie zwraca uwagi na to, że bramka piszczy, gdy przechodzę. Dalej bagażownia (!) – taśmociągi, gapiący się na mnie faceci przerzucający paczki na wózki. Drzwi do klatki schodowej, stara, klaustrofobicznie ciasna winda, następnie drabina, na szczęście z szerokimi stopniami i poręczami, więc o dziwo nie mam lęku wysokości. Kolejne drzwi, za nimi w mikropomieszczeniu drzwi do wc i kolejna drabina. Na górę. I już. Sala operacyjna. Okrągłe pomieszczenie z wielkimi, nachylonymi oknami, nadgryzione zębem czasu. Przestrzeń pod oknami zabudowana szafkami, na jednej z nich materac i poduszki. Na podłodze stara, poprzycinana w kwadraty wykładzina dywanowa. Podłoga miejscami trzeszczy. Na środku jakieś szafki z naczyniami, mała lodówka... czyżby kuchnia? Jest i dystrybutor z wodą. I mikrofalówka. Z boku miękki skórzany fotel, który można rozłożyć. Stanowisko operacyjne dla dwóch kontrolerów, zwrócone w stronę pasa, nieco z boku stanowisko asystenta. Kilka monitorów, m.in. podgląd radarowy. Jest też dodatkowy komputer, dostępny dla wszystkich do użytku prywatnego. Z ciekawostek liny zwisające przy dwóch oknach na wypadek ewakuacji. I składane schody na dach, też z doczepionym zwojem liny.

Później dowiedziałam się, że to wszystkie pomieszczenia. Nie ma pokoju socjalnego, nie ma osobnej kuchni. No fajnie... Gdy przekazałam moje wrażenia kierownikom i wspomniałam o braku miejsca do odpoczynku, powiedzieli, że to się niedługo zmieni, bo mają już pomieszczenie, muszą kupić meble, itd. Może dostanę wtedy własną szafkę, tak jak na starej wieży ;)

Na stanowisku siedział R., ze Szkocji. Posłuchałam trochę korespondencji. Kontroler ma tu na jednej częstotliwości radiowej zarówno samoloty, jak i wszystkie pojazdy lotniskowe. Do tego zajmuje się koordynacją przylotów i odlotów ze zbliżaniem w Dubaju. Momentami roboty jest mnóstwo, oprócz kolejki kilku samolotów do uruchomienia, kołowania i startu, co chwilę coś ląduje, a na dodatek kręcą się jakieś śmigłowce i małe szkolne. No i kilka pojazdów... Te są najgorsze, bo prowadzone przez Hindusów i Pakistańczyków, których akcent w ogóle nie przypomina angielskiego. Z korespondencji z samolotami rozumiałam z 80%, z samochodami może 20 :(

Po zejściu ze stanowiska, R. zabrał mnie na inspekcję pasa, która należy do obowiązków kontrolerów :) Lotnisko z samochodu robi wrażenie. Oprócz czterokilometrowego pasa jest równoległa droga kołowania A i drogi dokołowania od A1 do M. Jest prywatna płyta postojowa szejka i hangar, w którym stoi jego Airbus 319 (a więc taki samolot, jakim leciałam z Warszawy do Wiednia). Płyta główna z ośmioma rękawami i kilkudziesięcioma stanowiskami dla samolotów wielkości Airbusa. Do tego cztery płyty cargo, na których stoją Iły 76, Boeingi 747, MD11... W sumie jest prawie setka miejsc postojowych. R. zwracał uwagę na miejsca utrudniające kontrolerom pracę, głównie chodziło o zbyt ostre zakręty, w których nie mieszczą się Jumbo-jety.
Po inspekcji przyglądałam się najpierw pracy A., później R., który nauczył mnie obsługiwać podgląd radarowy.

Na wieży obowiązuje zakaz palenia... teoretycznie. Gdy wróciłam po inspekcji pasa, A. trzymał zapalonego papierosa. Na szczęście dla mnie zapytał, czy mi to nie przeszkadza. Odpowiedziałam, że przeszkadza, ale to on jest na służbie, a ja jestem jeszcze gościem. On jednak od razu zgasił, mówiąc, że mają zasadę, że nie palą przy niepalących. Uff... Później niestety asystent nie raczył zapytać. Gdy poczułam smród papierosa,stwierdziłam, że idę na obiad, bo wyczerpałam limit asertywności na dziś.
Po obiedzie kierownik A. pokazał mi nowiutkie słuchawki do pracy, które wkrótce dostanę :) Podobno kosztują 1500 dolarów za sztukę. Gdzie ja je będę trzymać??

3 komentarze:

  1. Wieża wydaje się dość wysoka. Nie za bardzo potrafię sobie wyobrazić ewakuację na linie... Chyba że na wyposażeniu macie może jakieś uprzęże wspinaczkowe?!

    PS Podziel się z nami pogodą... Chociaż kilka stopni i trochę słońca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak będę nosić słuchawki w torebce, to już niewiele mi się do niej zmieści ;)

    Tak, do lin przymocowane są jakieś uprzęże. Przydałoby się szkolenie z ewakuacji.
    Gdyby to zależało ode mnie, to mielibyście słońce i ciepełko. Tu jest codziennie powyżej 30 stopni i tylko czasem się zachmurzy. Wiatru na razie nie uświadczyłam, może to zasługa mojej laleczki? ;)

    OdpowiedzUsuń