niedziela, 14 listopada 2010

Wieczorne dyżury i odkrycie w sklepie

Kolejne dwa wieczory na wieży. Tłumy takie, że na dyżur zaczynający się o 21.30 prawie nie sposób przecisnąć się przez drzwi terminala. Wszystko przez kontrolę bagażu, która skutecznie spowalnia przejście z małej, starej części hali odlotów, do większej, w której znajdują się stanowiska check-in.

W godzinach największego natężenia ruchu na stanowisku pracuje dwóch kontrolerów, jeden zajmuje się ruchem, drugi koordynacją telefoniczną. Na szczęście wieczorem po lotnisku kręci się niewiele pojazdów, bo i bez nich bez przerwy ktoś się zgłasza po uruchomienie, kołowanie czy też na prostej do lądowania. Obowiązują wtedy sloty na start, ale inne niż w Europie. To kontroler dzwoni do odpowiedniej komórki w Dubaju z prośbą o slota na określoną godzinę, z reguły w momencie, gdy pilot zgłosi się po uruchomienie. Zgoda na uruchomienie wydawana jest zwykle 15 minut przed czasem slot, chyba że samolot, np. IŁ-76, potrzebuje więcej czasu na przygotowanie do startu. Slot ważny jest nie -5/+10 minut, tylko +/- 2 minuty. Jeśli ktoś się w tym przedziale nie zmieści, to skołowuje z pasa i czeka na nowy przydzielony czas startu.

Każdy statek powietrzny zobowiązany jest do podania liczby osób na pokładzie. Z reguły piloci sami o tym pamiętają, czasem trzeba dopytać i zapisać na pasku, na wypadek sytuacji awaryjnej. Trochę to chyba na wyrost, w Polsce o to i o ilość paliwa pyta się dopiero w momencie awarii.

Czasem jak siedzę na wieży i słucham, to czuję się jak na bydgoskim lotnisku... wszystko przez pilotów IŁów, którzy swoim wschodnim akcentem przypominają Ukraińców z naszej poczty ;)

Przed ostatnią z nocnych zmian F., który ma już dosyć nadkładania drogi do pracy, zaproponował, żebym przyjechała taksówką do Ajmanu i stamtąd zabrała się z nim. Ok, niech mu będzie, stać mnie. Taksówkę złapałam bez trudu, pełno ich tu jeździ. Kierowca na szczęście wiedział, gdzie jest market Spinneys w Ajmanie (znajomość topografii miasta wśród taksówkarzy nie jest tu oczywista) i po 20 minutach byliśmy na miejscu. Taksówki wyposażone są w taksometry. Koszt przejazdu to co najmniej 10 aed, w tym 3,50 za trzaśnięcie drzwiami w taksówce złapanej na ulicy lub 6 w zamówionej przez telefon i 1 aed za każde przejechane 600 m. W sumie za przejazd zapłaciłam 19 aed.

Po dotarciu na miejsce skorzystałam z okazji i weszłam do Spinneys. O sklepach tej sieci słyszałam, że są nieco droższe i lepiej zaopatrzone niż Carrefour. Rzeczywiście, znalazłam tu np. serki Philadelphia, sprowadzane ze Stanów, za koszmarną cenę ponad 10 zł za opakowanie. Ale coś trzeba jeść, więc pewnie następnym razem się skuszę. Był też spory wybór chleba. Ale najlepszy był “Wieprzowy zakątek”, z wielkim napisem “Wyłącznie dla nie-muzułmanów”. Odkryłam tam bekon i wędliny w plasterkach, ale przede wszystkim kiełbasę “Made in Poland” z zakładu Henryka Kani! Ceny co prawda powalające, 25-30 aed za opakowanie 300 g, ale nie ma to jak polska myśliwska :) Była też Krakovskaya, “Made in Russia”. Czy oni mają prawo produkować krakowską?! Po wyjściu z wieprzowego zakątka zauważyłam też rosyjskie ogórki w occie. No, to zagryzka już jest, gorzej z tym, co się zagryza...

Polskie kiełbasy w Spinneys

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz