niedziela, 28 listopada 2010

Praktyki, dzień pierwszy


Zaczęłam od 8 rano. Najpierw A. zajął się ruchem i jednocześnie objaśnił mi, jak stary koń matce, co do czego służy i jak to obsługiwać. A później przekazał mi stanowisko. Pierwsze koty za płoty były kilka dni wcześniej, więc głos już miałam pewniejszy i ręce się nie trzęsły. Ruch nieduży, w momentach gdy np. trzeba było wypuścić szybko samolot między dwoma innymi do lądowania, A. mówił mi, co mam robić. Popełniłam tylko jeden poważniejszy błąd, chciałam wpuścić samolot na pas do startu, gdy inny podchodzący był na kilkumilowej prostej, ale jeszcze się do mnie nie zgłosił – wszystko przez to, że nie mam nawyku patrzenia na radar, bo go na "moim" lotnisku nie mieliśmy. Przepraktykowałam w sumie 4 godziny, czyli wymagany limit w ciągu jednego dnia.

Gdy zeszłam na dół do biura, dostałam kartę prywatnego ubezpieczenia medycznego oraz (wreszcie!) paszport z wklejonym pozwoleniem na pobyt. Sekretarka przygotowała też dla mnie dokumenty do prawa jazdy i konta bankowego. Niestety jutro nikt nie ma czasu, żeby mnie zawieźć do miasta, muszę się wstrzymać do wtorku :( 

Do mieszkania podwiózł mnie kierownik A. Po drodze widzieliśmy duży pożar w mieście, na szczęście w dzielnicy przemysłowej, a nie w żadnym z wieżowców. Czasem trochę obawiam się mieszkania na ostatnim, 23 piętrze.... Do tego jedna z trzech wind w budynku wydaje podejrzane dźwięki w czasie jazdy, jakby lina o coś tarła ;)

1 komentarz: