wtorek, 2 listopada 2010

2.11.2010. Dzień wolny


Wyspałam się do 10tej :) Wypróbowałam prysznic. Obok włączników światła w pomieszczeniach są włączniki ogrzewacza wody. Włączyłam, odczekałam parę minut, ale i tak dopiero pod koniec kąpieli woda zaczęła się robić ciepła. Następnym razem zostawię grzanie włączone na noc. Zjadłam późne śniadanie, zjechałam na drugie piętro zobaczyć basen i centrum fitnessu. Niestety było zamknięte, poza tym wygląda, że za korzystanie trzeba dodatkowo płacić :( Zajrzę tam o innej porze.

Zaczęłam się rozpakowywać, w końcu posiedzę tu parę tygodni. Pierwszym poważnym zakupem będzie samochód, nie wyobrażam sobie spakowania wszystkiego z powrotem w dwie walizki, jak będę się przeprowadzać do właściwego mieszkania. A dojdzie jeszcze karton z ciuchami, który przyleci w piątek, no i wszystkie zakupione rzeczy (środki czystości, produkty spożywcze). Przyda się duży bagażnik ;)

Pogrzebałam w internecie, poretuszowałam zdjęcia, zjadłam coś na lunch i wybrałam się na spacer, zrobić parę zdjęć najbliższej okolicy przy zachodzącym słońcu. Później jeszcze do Carrefoura, kupić coś na kolację i drobiazgi, których w pierwszej kolejności potrzebuję, jak ręczniki kuchenne, gąbki do mycia naczyń, mydło, odświeżacz powietrza... Miałam ochotę zrobić makaron w sosie serowym, ale jak już przytaszczyłam wszystko do mieszkania, okazało się, że nie kupiłam mąki :( Cóż, tym razem sos nie zgęstniał. Poza tym brakuje mi jakiegoś garnka, mam tylko patelnię i taki jeden z rączką, nadaje się do gotowania jajek, ale na makaron jest nieco za mały. Jakoś muszę sobie na razie radzić, bo bez auta nie wybiorę się do żadnego większego sklepu po garnki.

Wieczór minął mi na skypowaniu, wygładzaniu bloga i dalszym rozpakowywaniu. Jutro A. przyjedzie po mnie już o 7ej, nie ma co długo siedzieć.


Babel Tower (z zielonymi oknami)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz