niedziela, 16 stycznia 2011

Przenosiny do Churchill Tower

Mieszkanie w Churchillu najbardziej mi odpowiada, ale zdecydowałam się jeszcze obejrzeć wieżowiec 8 Boulevard Walk, który znajduje się znacznie bliżej Bourj Khalifa. Jednak tam, za apartament jednosypialniowy, z jedną łazienką (bez osobnego wc dla gości), ślepą kuchnią i z widokiem na plac budowy, życzą sobie 65 tys. aed. Za nieco większy metraż, kuchnię i łazienkę z oknami i widok na morze – 70 tys. aed. Plusy to lokalizacja, wielkie balkony biegnące wzdłuż wszystkich okien apartamentu i wbudowane urządzenia kuchenne Boscha (chociaż w większym mieszkaniu płyta ceramiczna była mocno zniszczona).

Wieżowiec 8 Boulevard Walk

Widok z balkonu 8 Boulevard

Przejrzałam wszystkie oferty mieszkań w Churchillu, obdzwoniłam pośredników i po kilku próbach udało mi się znaleźć apartament na 45 piętrze, z widokiem na morze, za 68 tys. aed w 3 czekach. Umówiłam się z pośredniczką i pojechałam obejrzeć mieszkanie. Trochę mnie zmartwił hałas z zewnątrz – może to z placów budowy, bo autostrady wydają się być daleko. Liczę, że to kwestia przyzwyczajenia, a jak mi zbrzydnie mieszkanie w wieży, to za rok znajdę sobie coś innego. Wypisałam czek na depozyt (3500 aed) i jeszcze tego samego dnia pojechałyśmy spotkać się z właścicielami, małżeństwem z Indii. Podpisaliśmy kontrakt, dałam 3 czeki z przyszłymi datami na rok z góry i zapłaciłam prowizję pośredniczce (kolejne 3500 aed).

Dwa dni później pojechałam do DEWA (Department of Electricity and Water) podpisać umowę na dostawy prądu i wody (1000 aed depozytu, 60 aed za przyłączenie). Musiałam dołączyć kopię umowy kupna tego apartamentu (dostałam skan od właścicielki) – to 120-metrowe mieszkanie kosztowało w 2008 roku w przeliczeniu ok. 1 milion złotych. Powalają koszty utrzymania (maintenance fee) - 20 tys. aed rocznie (16 tys. zł), które nie obejmują prądu, wody, klimatyzacji i ubezpieczenia. Ciekawe, ile jeszcze trzeba zapłacić podatku od nieruchomości.

W DEWA, jak w każdym urzędzie, biurze czy banku, w kolejce obowiązują numerki. Na sporządzenie umowy nie czekałam długo, przede mną było tylko kilka osób. Ale depozyt musiałam zapłacić w kasie – okazało się że przede mną czeka ok. 70 ludzi! A z pięciu kas czynne są dwie. Usiadłam i czekałam, a kolejka posuwała się bardzo wolno. Ale po chwili kobieta siedząca obok mnie podała mi jeden z trzymanych przez siebie numerków... Przesunęłam się w kolejce o 40 miejsc :)

Właścicielka załatwiła podłączenie klimatyzacji (na co też musiałam dać 2000 aed depozytu) i we wtorek odebrałam od niej klucze. Spotkałyśmy się w Churchillu, bo miała podpisać protokół odbioru mieszkania. Oczywiście nie wszystkie usterki, które wcześniej pokazała, zostały usunięte, więc naprawiali je przy nas. Wyszczerbione płytki, przegniła tylna ściana w szafce w kuchni... (później znalazłam jeszcze dwie takie ściany, wymienili całe szafki). W międzyczasie pojechałyśmy na ostatnie, 56 piętro, gdzie znajdują się dwa penthouse’y po 530 m2 każdy. Apartamenty mają dwa wejścia, 6 sypialni, 5 łazienek, gigantyczną kuchnię, mnóstwo szaf i okien. Nawet w garderobie jest okno... za to pokój dla służącej to kilkumetrowa ślepa klitka, do której wchodzi się przez pralnię.

Dzień wcześniej, w poniedziałek, pojechałam do Du – jednej z dwóch firm telekomunikacyjnych (obie są państwowe). W tym bloku, jak w większości nowych budynków Business Bay, właśnie Du dostarcza internet. Wybrałam pakiet 8 Mbps z telefonem za 199 aed miesięcznie. Telefon nie jest mi do niczego potrzebny, ale internet tej prędkości bez telefonu kosztuje ze 4 razy drożej!. Może później, za dodatkowe 30 aed miesięcznie, dorzucę sobie telewizję, jeśli mają polskie kanały satelitarne. I jeśli kupię sobie telewizor. Myślę, że 8 Mbps wystaczy, a jeśli będzie za wolno, to mają jeszcze 16 i 24 Mbps, droższe odpowiednio o 60 i 150 aed. W Du numerki... czekałam godzinę, bo tylko jedna osoba zajmowała się nowymi umowami i przez ten czas obsłużyła może dwóch klientów. W międzyczasie facet czekający w kolejce za mną interweniował i spowodował, że ktoś inny odebrał nasze dokumenty i opłatę (200 aed za przyłączenie plus 200 depozytu). Jako że ich system komputerowy akurat nie działał, obiecali sprawdzić możliwość przyłączenia i zadzwonić. Zadzwonili we wtorek i umówili serwisanta na sobotę na 11tą. Jako, że miałam być w pracy, zostawiłam klucz do mieszkania u ochrony.

Rozglądałam się za meblami. Przeważa styl arabski – masywne, pełne zdobień meble, królewskie łoża... pasujące do cygańskiej willi jakich tu pełno, ale nie do apartamentu. Przeciwwagą jest Ikea, ale tu nic mi nie przypadło do gustu. W końcu znalazłam sklep Freedom w Mirdif City Centre. Mają ładne, nowoczesne i relatywnie niedrogie meble z Australii. Bardzo przypadła mi do gustu biała, skórzana, narożna sofa i 3 komplety sypialni. Już bym coś zamówiła, ale zaproponowali mi usługę projaktanta wnętrz, która jest praktycznie za darmo (250 aed, zwracane gdy wyda się u nich ponad 2500 aed).

S. nie ma takich problemów z kupowaniem. Przez tydzień była w Al Ain (zostawiła mi pod opieką kota, skutkiem czego są zadrapania na rękach), wróciła w czwartek i razem wybrałyśmy się na zakupy. W Ikei wybrała dwa łóżka, zasłony, lampy, później we Freedom zakochała się w kanapie za 13 tys. aed i wytargowała obniżenie ceny do 10 tys. ... a do tego kupiła posąg siedzącego Buddy :)

Projektantka przyjechała pomierzyć mieszkanie w piątek, obiecała przygotować projekt jednej sypialni na poniedziałek, żebym miała na czym spać, a resztę kilka dni później. 
Oprócz mebli potrzebny mi sprzęt do kuchni. Najpierw kupiłam lodówkę Panasonica, do której dorzucają gratis mikrofalówkę. Jednak miejsce przeznaczone na lodówkę jest znacznie większe niż wymiary Panasonica, więc po namyśle zdecydowałam się ją zamienić na większego Whirlpoola. Co prawda ma zamrażalnik u góry (jak większość oferowanych tu lodówek), ale będzie się lepiej prezentować w otwartej kuchni. Jednak zamiana spowodowała przesunięcie o trzy dni terminu dostawy.

Kupiłam też pralkę. Do wyboru miałam albo pełne elektroniki LG i Samsungi, albo prostego Siemensa. Nie potrzebuję wypasionej pralki „made in China“, w której wiele może się zepsuć, wystarczą mi podstawowe programy ale dobra marka, więc wybrałam Siemensa.

Potrzebuję też kuchenkę. W budynku nie ma gazu, muszę kupić elektryczną. Miejsce w kuchni jest przewidziane na kuchenkę o szerokości 90 centymetrów. A takie są tu bardzo drogie, w granicach 5 tys. aed. Zdecydowałam się na Whirlpoola, bo do wyboru mam jeszcze marki „krzaki“, jak np. Bompani. Niby z tej samej włoskiej fabryki co Whirlpool. Jednak Whirlpool „wyszedł“, mają tylko sprzęt z wystawy. Muszę sprawdzić w jeszcze jednym salonie, a na razie kupię sobie mikrofalówkę.

Od czwartku zwoziłam do mieszkania swoje rzeczy. S. zamówiła dla siebie firmę przeprowadzkową na sobotę, więc również tego dnia się wyprowadzam z Mirdifu. Ponieważ nie mam mebli, S. pożyczyła mi materac. Niestety mały, jednoosobowy. Jak go napompowałam i zobaczyłam, że mam puste mieszkanie, bez sprzętów kuchennych, tylko z szafami i jednym małym materacem, to mi się od razu samopoczucie popsuło. Ale w sobotę rano w pracy powiedziałam o tym B., który zaproponował, że pożyczy mi swój duży, łóżkopodobny, dwuosobowy materac, na co z chęcią przystałam.

W sobotę miałam dyżur od 5:45. Rano spakowałam wszystkie rzeczy do samochodu i zostawiłam klucze na stole w kuchni. Gdy zjawiłam się w Churchillu po pracy, w sobotę o 15tej, okazało się, że nikogo z Du nie było. Wkurzona, pojechałam do punktu Du w Dubai Mall. Numerek, czekanie... zauważyłam, że gdy facet z obsługi zobaczył dwóch Emiratczyków w tradycyjnych strojach (wszystkie pozostałe osoby w kolejce były albo z krajów zachodnich, albo z Azji), to bez kolejki zaprosił ich do pierwszego wolnego stanowiska. Wreszcie przyszła moja kolej – po sprawdzeniu okazało się, że mieli jakiś problem w tym budynku, mają się z nim uporać do końca dnia i przyjdą podłączyć mi internet w niedzielę o 15tej.

W Dubai Mall skorzystałam z internetu w Caribou Coffee. W całym mallu mają bezpłatny bezprzewodowy internet, ale z racji sobotnich tłumów nie było możliwości zalogowania. Później kupiłam jeszcze czajnik bezprzewodowy Boscha. Co prawda plastikowy, ale wśród metalowych nie było żadnego wyboru. Wróciłam do mieszkania, wypakowałam resztę rzeczy z samochodu, napompowałam materac od B. (elektryczną pompką), wystawiłam na balkon produkty, które powinny być przechowywane w lodówce i mimo braku zasłon w oknach przespałam 12 godzin.

1 komentarz:

  1. Co to jest 12 godzin;)) przy takim maratonie....Żyjesz na tak wysokich obrotach niczym w dolinie krzemowej. Ciekawe jak Ci zaaranżowali wnątrze. Czekam na fotki.
    pozdrowienia,
    aga

    OdpowiedzUsuń