piątek, 24 czerwca 2011

Kenia, dzień 8.


Rano wyjechaliśmy do Nairobi. Po drodze zatrzymaliśmy się w punkcie widokowym na Wielki Rów Afrykański – ogromną dolinę głęboką na kilkaset metrów.
Na lotnisku pożegnaliśmy się z Jamesem. Samolot do Szardży był prawie pełen. Przed startem znowu puszczono modlitwę. I tym razem leciała pani pilot, ale chyba jako pierwszy oficer. Liczyłam, że zjem obiad na pokładzie, ale okazało się, że prawie wszystko wyprzedali w rejsie do Nairobi. Musiałam zadowolić się zupką chińską i czipsami. Lot był spokojny, bez turbulencji. W Szardży, co się rzadko zdarza, nie było w ogóle kolejki do kontroli paszportowej. Po odebraniu walizki pożegnałam się z resztą grupy i poszłam jeszcze na wieżę, odebrać bilet na jutrzejszy lot do Jordanii.
Na parkingu znalazłam swój samochód, trochę zakurzony i obsrany przez ptaki, ale poza tym sprawny (tym razem akumulator nie sprawił mi nieprzyjemnej niespodzianki).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz