czwartek, 31 marca 2011

Dokumenty


Po prawie dwóch miesiącach od egzaminu, dostałam licencję. To znaczy ksero, oryginał dadzą mi, jak dotrze okładka, bo na razie przyszedł tylko 8-stronicowy „środek“. Jest inna niż polska, bo ze zdjeciem, ważna dwa lata.
Kilka dni wcześniej dostałam też lotniskowe prawo jazdy. Mogę jeździć po lotnisku służbowym autem (mamy dwa: Toyotę Forturner i mniejszego od niej Hyundaia) na inspekcje, które są obowiązkiem kontrolera pracującego na porannej zmianie. Nie miałam wcześniej przeszkolenia, byłam tylko kilka razy na objeździe jako pasażer, teraz sama musiałam choćby znaleźć włącznik „koguta“ i opanować obsługę radia. Pierwsza inspekcja przebiegła bez przygód, w czasie drugiej znalazłam na pasie martwego ptaka, którego później zgarnął dyżurny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz