piątek, 25 marca 2011

Housewarming party


21 marca zorganizowałam „parapetówę“. Pojawili się prawie wszyscy zaproszeni znajomi z pracy. A. wpadła wcześniej i pomogła mi przygotować jedzenie. Dzień wcześniej kupiłam nową zabawkę – robota Kitchenaid, którego od dawna planowałam przywieźć ze Stanów, ale przeszkodę stanowiła jego waga (12 kg). W Dubaju kosztuje trochę więcej niż w Ameryce, ale znacznie mniej niż w Europie. No i jest już przystosowany do napięcia 230V.
Większość gości miała problemy z trafieniem, mimo, że wraz z zaproszeniem wysłałam instrukcję dojazdu. Po prostu, obecnie do Churchilla prowadzi tylko jedna droga, jeśli minie się skręt na nią, to „game over“, trzeba się sporo cofnąć i zacząć od początku.
Dostałam dwie rośliny doniczkowe - krotona i storczyka - wreszce mam coś zielonego w mieszkaniu. Tylko komu je zostawię, jak pojadę na święta do Polski?
Spotkanie się udało, wszystkim podobało się mieszkanie i widok z 45. piętra. Jedzenie też smakowało. Bałam się, że przygotowałam za mało, a zostało mi na cały tydzień. To samo z piwem – mimo braku pozwolenia na alkohol, kupiłam i przywiozłam z Mirdifu (przewóz też jest zakazany) karton pełen butelek australijskiego Fostera. Starczy mi jeszcze na parę imprez.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz