wtorek, 1 lutego 2011

Egzamin ojt

W poniedziałek, na zmianie zaczynającej się o 5:45 rano, odbył się mój egzamin praktyczny. Gdy przyjechałam, na wieży był już egzaminator R. i kontroler O., którego nikt nie pomyślał zawiadomić, żeby przyjechał później.
Pracowałam 2,5 godziny, praktycznie cały czas z dużym ruchem, większym niż zazwyczaj o tej porze. Już na samym początku miałam zaplanowanych 5 startów samolotów cargo o jednej porze. Pierwszy raz zdarzyło mi się powiedzieć komuś, że jest „numerem 3 do uruchomienia“ na płycie cargo, na której z wyjątkiem nielicznych przypadków, można uruchamiać pojedynczo.
Nieco później rozpoczęły się poranne lądowania, pomiędzy które musiałam upchnąć kilka startów. Separacja między przylatującymi wynosi 6 mil, akurat tyle, żeby po skołowaniu pierwszego, wypuścić jeden do startu. Pod warunkiem, że nie jest to IŁ76 :) W międzyczasie dyżurny chciał sprawdzić pas, a elektryk oświetlenie. Zaczęli jeszcze przed największym ruchem, ale nie dali rady, po zgonieniu z pasa czekali z pół godziny, żeby dokończyć inspekcję.
Do tego doszło kilka przelatujących vfr-ów, a więc dużo korespondencji z informacjami o ruchu (z racji przestrzeni klasy D) i telefonów do sąsiednich organów kontroli.
Na koniec miałam jeszcze zaimprowizowaną sytuację awaryjną, tzn. dostałam od egzaminatora kartkę z danymi samolotu na pasie z pożarem silnika – trzeba było wcisnąć przycisk awaryjny, wysłać straż na pas i omówić kolejne kroki.
W trakcie egzaminu na wieżę przyszedł kierownik A., ale ani on, ani R. nie mieli uwag do mojej pracy. Ja też byłam zadowolona z tego jak mi poszło.
Po kilkudziesięciu minutach przerwy, zeszłam na dół do biura na część pisemną. Test wyboru 1 z 4, prawda-fałsz, parę pytań otwartych i (nieoczekiwanie) kilka raportów do wypełnienia, które R. dorzucił w ramach modyfikacji dotychczasowego testu. Trochę bez sensu, bo raporty wypełnia się w komputerze i w razie czego zawsze można sprawdzić poprzednio wypełnione. Omówiłam je wcześniej z instruktorem A., ale nie uczyłam się na pamięć. Mimo to, poszło mi dobrze, test zaliczyłam na 94%.
Ostatnią częścią egzaminu była rozmowa z R. i A. Zadali mi kilka pytań w rodzaju „co byś zrobiła, gdyby“ i podyskutowaliśmy o procesie szkolenia. I już. Zostałam kontrolerem lotniska w Szardży. Od środy zaczynam samodzielne dyżury :)

4 komentarze:

  1. Gratulacje Pani ATCO in Dubai :)
    Tylko egzamin na TWR i już?
    A gdzie ULC, symulator, stosy papierów i oczekiwanie miesiąc w kolejce na wpis do licencji?

    OdpowiedzUsuń
  2. Rowniez gratuluje, teraz tylko załóz sobie porzadny internet, bo na razie chyba posty na blogu wysyłasz tradycyjną pocztą? Bo na wiesci o egzaminie czekalismy chyba z 10 dni. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję :)
    Tak, tu wystarczy egzamin na stanowisku. Na licencję trzeba poczekać, ale mogę pracować na podstawie dokumentów z egzaminu.
    Internet już działa bez zarzutu, tylko mam opóźnienie w pisaniu. Ale nadrobię zaległości ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratulacje!!!!!!!! Pokaż wszystkim jak pracują polskie amazonki;) Rzeczywiście długo trzeba było czekać na wpis, ale też nie możesz narzekać na nadmiar wolnego...
    pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń