Podobnie
jak moi znajomi z pracy, myślałam, że Emiraty to kraj bezpieczny dla
obcokrajowców. Jeśli nie zginiesz w wypadku samochodowym, to raczej nikt
cię nie okradnie, nie napadnie, jak nie wpakujesz się w kłopoty na własne
życzenie (np. przez jazdę „pod wpływem“), to możesz tu wieść w miarę normalne
życie. W miarę, bo dla kogoś z zachodu nie są normalne ograniczenia w
dostępie do alkoholu, zakaz okazywania czułości w miejscach publicznych, czy choćby
zakaz wwozu maku (zaliczają go do narkotyków).
Na
początku czerwca B. poruszył na wieży temat bezpieczeństwa. Dowiedziałam się,
co później potwierdził S. (który przez pewien czas pracował w Dubaju), że na
wypadek jakiegokolwiek incydentu w pracy, kontrolerzy z Dubaju mają w domu paszport
i gotówkę, żeby bez zwłoki się ewakuować i bronić spoza Emiratów. Nikt nie chce
ryzykować procesu przed arabskim systemem (nie)sprawiedliwości. Niedługo
później przekonałam się, że mają rację.
Zostałam
oskarżona o obrazę obywatela Emiratów. W czerwcu, w drodze z pracy, obtrąbiłam
gościa, który zajechał mi drogę zmuszając do gwałtownego manewru, a on pojechał
na policję i doniósł, że pokazałam mu środkowy palec. 20-letni Emiratczyk
zobaczył białą kobietę w lepszym niż jego aucie i poczuł się obrażony jej
gestem. Nie miał żadnych dowodów, było moje słowo przeciwko jego. Ale słowo
kobiety, Europejki, przeciwko słowu Emiratczyka nie znaczy nic. Teraz wiem, że
chodziło o pieniądze - jak się okazało, że nie zapłacę, to sprawa poszła do
prokuratora. A ten zdobył fałszywe zeznania dwóch policjantów, wg których na
komendzie przyznałam się do winy.
Sprawa,
najpierw na policji, później w prokuraturze, ciągnęła się cztery miesiące. W
międzyczasie zabrano mi, bezprawnie (wg polskiego konsula), paszport. We
wrześniu mój prawnik poinformował mnie, że sprawa została skierowana do sądu i
są przeciwko mnie fałszywe dowody. Prokurator zażądał 6 miesiecy więzienia i
deportacji. Wtedy zdałam sobie sprawę, że zrobiło się zbyt niebezpiecznie.
Konsul
zgodził się wystawić mi tymczasowy paszport. Ale było dla mnie oczywiste, że
sam paszport nie wystarczy, bo na granicy sprawdzają wizę (głównie po to, żeby
zgarnąć kasę za nielegalne przedłużenie pobytu). Chciałabym móc napisać, w jaki
sposób udało mi się uciec, bo to historia jak z filmu sensacyjnego, o mało
mnie nie złapali. Wyjechałam nielegalnie i nie mogę już wrócić do ZEA.
Od
podjęcia decyzji, do wyjazdu, miałam dwa tygodnie na zakończenie moich spraw.
Zbyt mało, żeby wysłać rzeczy i samochód, zlikwidować mieszkanie itd. Na
szczęście w ostatnim tygodniu pobytu miałam gości z Polski – dziewczyny
zabrały do kraju walizkę z moimi rzeczami. Sama wyjechałam bez bagażu. Później
nie zawiedli moi amerykańscy przyjaciele. Mieszkanie zostało oddane właścielce,
auto, zapakowane moimi rzeczami, płynie do Polski.
Mogłabym
wyliczać, co powinnam była od samego początku zrobić inaczej (zwłaszcza
wyjechać, zanim zabrali mi paszport) – ale to nie ma sensu. Mówi się, że co cię
nie zabije, to cię wzmocni. Dzięki temu, co mnie spotkało, zobaczyłam, ile
jestem w stanie znieść. Nie żałuję tego roku, w większości było to pozytywne
doświadczenie.